piątek, 11 kwietnia 2014

Blogostan...

Nieustannie dążę do blogostanu.... nie, nie! zaraz momencik, do błogostanu! Właściwie może jedno od drugiego niewiele się różni. FLOW - znasz? Przepływ. Mam taki stan. A może raczej miewam. Kiedy wchodzę do ogrodu, ręce mam pełne nasion, ryję w czarnej Ziemi, uwielbiam jej dotyk, błogosławię ją, za to, że rodzi, że daje mi obfitość. Kiedy robię miejsce dla nasion, delikatnie kładę je na łonie Matki Ziemi, z czułością zakopuję i życzę im, aby rosły szczęśliwie i zdrowo. Wtedy mam FLOW. Wchodzę do ogródka o dziewiątej, a za pięć minut jest czternasta. Znasz to? Uwielbiam grzebać w ziemi... chyba zostało mi to z piaskownicy. Ponoć, gdy byłam mała jadłam piasek, to musiało być prawdziwe uwielbienie dla Ziemi, chciałam pewnie zespolić się z nią, stanowić z nią jedność. Bo kiedy robię coś, co wciąga mnie na całego, wtedy to jest zespolenie, jedność, spójność - istnieję wtedy tylko ja i ta czynność, którą wykonuję w danej chwili. Masz tak?
A gdyby wszystko było możliwe.... (jak to w coachingu bywa:)), gdyby tak we wszystkich czynnościach mieć FLOW... Wtedy życie staje się inne, staje się lekkie, staje się radosne.
Rób w życiu to co kochasz, chyba, że masz inne plany...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz