"Kiedy nie ma żadnej opowieści, żadnej przeszłości, ani przyszłości, nic, czym można by się martwić, nic do zrobienia, nie ma gdzie iść, ani nie trzeba być kimś, wtedy wszystko jest dobre."
Katie Byron
Na koniec roku, tak mniej więcej w połowie grudnia, tuż po moich urodzinach i potem w czasie Świąt Bożego Narodzenia zwykle dopadają mnie przemyślenia egzystencjonalne.
Nigdy nie nauczyłam się podsumowywać swoich osiągnięć rocznych, bo i jakież one mają znaczenie wobec wieczności, wobec przemijającej natury życia. Nie lubię też robić planów, mój umysł czasem lubi coś zaplanować, ale moja dusza - nigdy! Ona chce być wolna i nieograniczona żadnymi planami. I pomimo braku planów życie pisze swoje własne scenariusze. Stawia mnie przed wyzwaniami, które sprawiają, że staję się życiowo coraz mądrzejsza. Pojawiają się ścieżki i drogi, których wcześniej nie dostrzegałam. Nowe możliwości pływają jak ryby w oceanie, a ta która na mnie wpadnie staje się możliwa dla mnie. Cenne doświadczenia "przez przypadek" pojawiają się w moim życiu.
Wszystkie kursy i książki motywacyjne mówią, aby planować, ustalać cele i je osiągać. Ale ja jestem z natury przekorna i sceptyczna. Zastanawiam się czy lepiej planować i osiągać cele, które wymyślił mój umysł i pozwolić, aby ego cieszyło się sukcesem, czy też przyjąć to, co ofiarowuje mi codzienność, przeżywać dany moment w pełni, bez oceny czy to dobre, czy złe. Po prostu żyć - bez oczekiwań, bez pragnień, bez chciejstwa.
Ktoś zapyta, ale co to za życie? A ja odpowiem: to życie pełnią, to zakochanie się w kwiatku, w jego zapachu, kolorze. To radość z pierwszych wykiełkowanych roślinek w ogrodzie. To zgoda na przemijanie. Akceptacja tego, że w zimie w naszym kraju nie rosną pomidory (addio pomidory!), na równi z akceptacją tego, że ludzie nie spełniają moich oczekiwań. To chwile uważności, kiedy pusty umysł odpoczywa od jazgotu, pędzących myśli. To życie w rzeczywistości takiej, jaka jest. Niekłócenie się z nią. To śmianie się z siebie i akceptacja własnych słabości. To bycie łagodnym dla siebie. To dostrzeganie swojej siły i wiara w siebie. To pozwolenie sobie na stan "nie wiem", bez napinania się, że muszę znać odpowiedzi na wszystkie pytania. To bycie w relacji z drugą osobą w pełni, tak, że czujesz jej oddech, widzisz duszę w jej oczach, czujesz wibracje jej ciała. To bycie tu i teraz, w tym wszechświecie, w tym miejscu i czasie, w którym jesteś - bycie sobą.
Czy zawsze się to udaje na 100%?. Nie. Ale za każdym razem, gdy się uda możesz powiedzieć, że naprawdę przeżywasz swoje życie.
I tego Wam życzę na koniec roku, przeżywania w pełni swojego życia.
"...jeśli pozwolisz życiu, by płynęło jak woda, staniesz się wodą. Wówczas zobaczysz życie przeżywane w pełni, które zawsze ofiarowuje ci więcej niż potrzebujesz."
K. Byron
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz