jest w tym już brzydota;
Kiedy dostrzegamy tylko dobro w dobroci,
jest już w tym zło.
Trudność i łatwość pojawiają się razem;
Długie i krótkie są wzajemnie przeciwstawne;
Wysokie i niskie jest jednoczesne;
Przed i po zachodzą we wzajemnym porządku."
Wats, Tao: The Watercouse Way
Dziś będzie o harmonii. Pomimo tego, że żyjemy w ciągłej zmianie, potrzebujemy równowagi i harmonii. Jako ludzie mamy tendencję do oceniania tego, co dzieje się w naszym życiu. Lubujemy się w skrajnościach. Albo jest nam cudownie i jesteśmy na tak zwanym "haju", albo popadamy w lekką depresję. Jeśli stan jest spokojny, pełen przepływu, umiarkowny zwykle nazywamy go nudą. A przecież nikt nie chce mieć nudnego życia! Pozostawanie w skrajnościach daje nam poczucie, że żyjemy, że coś się wydarza, że możemy coś przeżyć. Niektórzy ludzie tak są przywiązani do swoich trudnych emocji, że mogliby opowiadać o swoich strasznych przeżyciach do końca swego życia. Niektórzy nawet tak robią.
Kiedy spojrzymy na sytuację z poziomu chińskiej koncepcji yin i yang możemy zrozumieć, że te dwa pojęcia nie pokazują przeciwieństw. Są to dwa bardzo harmonijne aspekty tej samej sprawy. Potrzebujemy zrozumieć, że we wszechświecie wszystko pozostaje w stanie równowagi. My też możemy.
Jeżeli jesteś w pewnym stanie, powiedzmy złości, to pomyśl przez chwilę, co jest na drugim końcu tego odczucia, co byłoby potrzebne, żeby zaistniała harmonia? Może spokój, może radość. Zastanów się przez chwilę, czy radość istniałaby bez smutku, lub spokój bez złości. To tylko dwie strony tej samej monety. Dodatkowo poruszanie się po tych skrajnych punktach np.: złość - radość, sprawia, że mamy ograniczony wybór tylko tych dwóch ewentualności. Ale we wszechświecie istnieje cała masa możliwości pomiędzy tymi dwoma aspektami. Każda sytuacja ma swój cykl: aspekty pojawiają się, przemijają po czym osiągają swój koniec, który znowu staje się początkiem... Możemy zaufać tym cyklom, dzięki temu będziemy mogli zaakceptować różne rozwiązania, które mogą początkowo budzić w nas strach i niezgodę.
Zmiany w naszym życiu są cyklem. Możemy na swoje życie patrzeć z boku, jak obserwator i zauważać jak jedne wydarzenia, sprawiają, że wydarzają się kolejne, gdyby tamto się nie zdarzyło, nie zdarzyłoby się następne...Takie podejście sprawia, że stajemy się bardziej ufni, że wierzymy, że dane zdarzenie przywoła kolejne i kolejne... A to sprawia, że możemy poczuć równowagę i harmonię, że możemy wziąć głęboki oddech i po prostu poddać się temu, co się wydarza, nie oceniając tego jako "dobre" lub "złe". To po prostu kolejny cykl...
A trochę prościej w metaforze:
Dawno, dawno temu, kiedy Cesarstwo Chin
było w rozkwicie, a ludzi ceniono w nim bardziej za to kim byli, niż co
posiadali, żył sobie w pewnej wiosce ubogi Mędrzec. Był wdowcem. Żona umarła
przy porodzie, zostawiając mu na pociechę jedynego syna. Syn dorósł i był ojcu
podporą. Utrzymywali się z pracy na roli, z niewielkiego kawałka ziemi, który
uprawiali wspólnie za pomocą starej szkapy. Mała chatka z bambusa i trzciny
dawała im schronienie. Mędrzec był ceniony przez sąsiadów za swoją wiedzę i
doświadczenie. I wydawałoby się, że ten stan mógłby tak trwać przez lata, ale
przecież niezbadane są wyroki losu.
Pewnego razu nadciągnęła nad wieś burza.
Wiatr przyginał drzewa do ziemi, pioruny waliły niemalże bez przerwy. Jeden z
nich uderzył w drzewo w pobliżu chaty, w której żył Mędrzec ze swoim synem.
Koń, który był w zagrodzie obok chaty, spłoszony hukiem zerwał się z uwięzi i
pognał przez ogrodzenie gdzieś przed siebie. Rano Mędrzec spostrzegł brak konia
i spokojnie wrócił do swoich zajęć, ale gdy ten brak dostrzegli sąsiedzi, to
podniósł się wielki lament: - Koń wam uciekł? Jakże wy teraz poradzicie sobie w
polu? Za co będziecie żyć? Jakieś nieszczęście cię spotkało! - mówili ludzie.
Na to mędrzec niezmiennie odpowiadał: - Ani to dobrze, ani źle, po prostu jest
jak jest…
Minęło kilka dni. Spoza chmur wyjrzało
słońce a koń, któremu przecież dobrze było u ludzi, którzy o niego dbali i go
szanowali, wrócił do domu Mędrca i ... przyprowadził ze sobą stado dzikich
koni. Wprowadził je wprost do zagrody. Rano Mędrzec spostrzegł to, zamknął
wrota do zagrody i spokojnie wrócił do swoich zajęć. Zmiana nie umknęła też
uwadze sąsiadów: - Ależ wy macie szczęście! Co za szczęście was spotkało!
I ponownie teraz, tak jak przedtem,
Mędrzec odpowiadał: - Ani to dobrze, ani źle, po prostu jest jak jest…
I znowu minęło kilka dni. Mędrzec
postanowił sprzedać pozyskane w tak cudowny sposób konie. Przedtem chciał
jednak wybrać konia, który pomógłby jego starej, steranej szkapie. Wspólnie z
synem wybrali jednego z nich. Konia trzeba było jednak okiełznać. Syn podszedł
do niego, błyskawicznie wskoczył na jego grzbiet, złapał się mocno za końską
szyję i położył na grzbiecie. Koń wspiął się na tylne nogi, zarżał i zaczął
dziko podskakiwać. Nie starczyło młodzieńczego zapału i sprytu. Po kilku
podskokach młodzieniec spadł z konia i złamał sobie nogę. I znowu sąsiedzi
mówili: - Jakże ty teraz dasz sobie sam radę? Kto ci pomoże? Ależ nieszczęście
cię spotkało! Mędrzec tylko uśmiechał się pod nosem: - Ani to dobrze, ani źle,
po prostu jest jak jest…
O jakże niezbadane są wyroki losu! Na
zachodniej granicy Cesarstwa pojawił się nagle wróg. Wybuchła okrutna wojna.
Każdy z książąt był zobowiązany do wystawienia własnego oddziału do obrony
granic. Również i władca wioski, w której żył Mędrzec ze swoim synem. Do wsi
przyjechał oficer i zabierał wszystkich młodych chłopców, którzy mogli walczyć,
ale syna Mędrca nie zabrał, bo… miał złamaną nogę. I znowu sąsiedzi mówili...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz